Wywiad z Szymonem Romaciem

 

 

 

KK - Klub Kibica

Sz.R. - Szymon Romać

 

 

 

KK - Twoje największe sportowe marzenie?

Sz.R. - Ciężkie pytanie. Powiedzmy, że znaleźć się w kadrze narodowej.

 

KK - Twój największy sportowy sukces jak do tej pory?

Sz.R. - Myślę, że największym sukcesem były dwa złote medale Mistrzostw Polski Juniorów w Radomiu, a także zeszłoroczny awans Cuprum do PlusLigi.

 

KK - Twój siatkarski idol?

Sz.R. - Ivan Miljkovic.

 

KK - Przeciwko jakiej drużynie najbardziej chciałbyś zagrać?

Sz.R. - Jest wiele drużyn. Teraz mamy bardzo wiele drużyn na wysokim, światowym poziomie. Myślę, że z każdą drużyną z Rosji, czy z wieloma zespołami z Włoch można zagrać, pokazać się. Właśnie to są takie mecze, w których człowiek najbardziej chce się zaprezentować i najbardziej mu zależy na tych meczach.

 

KK - Najlepszy kolega z drużyny?

Sz.R. - Mam wielu kolegów z drużyny, praktycznie wszyscy jesteśmy tutaj jedną wielką rodziną, ale myślę, że takim najlepszym siatkarskim kolegą był mój współlokator jeszcze z czasów Szkoły Mistrzostwa Sportowego, Kacper Gonciarz.

 

KK - Komu zawdzięczasz to, że grasz w siatkówkę?

Sz.R. - Przede wszystkim tacie na pierwszym miejscu, ponieważ on to zaszczepił we mnie. On kiedyś również uprawiał tę dyscyplinę sportu, a drugą taką osobą był mój pierwszy trener ze Szkoły Podstawowej nr 8, Marek Stolarczyk.

 

KK - Wiele osób twierdzi, że nadajesz się już do seniorskiej kadry narodowej. Jak ty byś ocenił swoje szanse na pojawienie się w drużynie narodowej?

Sz.R. - Na pewno nie mi to oceniać. Zdobyliśmy mistrzostwo świata i nie oszukujmy się, na pewno nabór do tej kadry narodowej jest bardzo rygorystyczny, mamy bardzo dużo zawodników starszych, doświadczonych, młodych, perspektywistycznych, z warunkami. Na pewno trzeba czekać na swoją szansę, chociaż uważam, że jeszcze nie jestem gotowy, aby znaleźć się w kadrze narodowej.

 

KK - Dlaczego tak sądzisz?

Sz.R. - Jeszcze wiele mi brakuje. Nad wszystkim trzeba popracować.

 

KK - W jakiej drużynie najbardziej chciałbyś zagrać?

Sz.R. - Trudne pytanie. W takiej, która będzie wygrywała i płaciła na czas.

 

KK - Ostatnio słyszeliśmy, że wybierasz się do Czarnych Radom.

Sz.R. - Nie, nie wybieram się. To był po prostu taki luźny wywiad, ale kto wie co kiedyś się wydarzy. Jest mi tutaj dobrze, tak jak powiedziałem w tamtym wywiadzie, nie chciałbym się stąd ruszać, ale jak wszyscy wiemy, życie pisze różne scenariusze i nie wiadomo gdzie się wyląduje za rok, pięć. Możliwe, że w Czarnych.

 

KK - Jako jeden z najdłużej grających obecnie zawodników w Cuprum powiedz nam, jakie zmiany zauważyłeś w naszym Klubie Kibica?

Sz.R. - Na pewno z perspektywy tych trzech sezonów, które spędziłem tutaj w Lubinie, staliście się dobrze zorganizowaną grupą, bo na pewno w tym pierwszym sezonie, cztery lata temu, jak ja tutaj grałem, nie oszukujmy się, z całym szacunkiem dla wszystkich kibiców tutaj w Lubinie, ale ten doping nie stał na bardzo wysokim poziomie, chociaż z roku na rok wyglądał coraz lepiej i w tym sezonie jesteśmy naprawdę zadowoleni i wdzięczni za to, jak nas wspomagacie na boisku.

 

KK - Początek sezonu, nie ukrywajmy, stałeś głównie w kwadracie. Teraz, kiedy Marcel ma kontuzję, wszedłeś do składu i prezentujesz się świetnie. Czy myślisz, że zdołasz utrzymać swoją pozycję w wyjściowym składzie po powrocie Marcela?

Sz.R. - Na pewno jest to decyzja trenera. Ja nie mogę udzielać takich odpowiedzi, zresztą nie oszukujmy się, nie mam pojęcia jak to będzie. Na pewno z własnego doświadczenia wiem, że czysta, sportowa rywalizacja jeszcze nikomu nie zaszkodziła. To podnosi poziom umiejętności, poziom treningu. Mam nadzieję, że tak się stanie i tym razem, bo i ja i on możemy na tym skorzystać. Na pewno troszeczkę można powiedzieć, że korzystam na jego pechu, ponieważ on złapał kontuzję, a ja wtedy wskoczyłem do szóstki. Staram się wykorzystywać wszystkie szanse jak najlepiej, ale jak będzie w następnych kolejkach, zobaczymy.

 

KK - Dziękujemy za udzielenie wywiadu.

Sz.R. - Również dziękuję.

 

 

17.01.2014


Wywiad z trenerem naszej drużyny Gheorghe "Gianni" Cretu

 

Dzień dobry, nazywam się Bartosz Wichrowski i jestem z Klubu Kibica. Chciałbym przeprowadzić wywiad z człowiekiem, który prowadzi naszą drużynę w tym sezonie, a sezon to dla nas ważny, bo pierwszy w Plus Lidze.

 

B.W.: Jak udało się nam dowiedzieć, miałeś spory wkład w ustalanie składu naszej drużyny. Czy uważasz, że siatkówka w lubińskim klubie może równać się z najlepszymi krajowymi przeciwnikami?

 

George Gianni Cretu: Wysoki poziom w polskiej siatkówce polega na tym, że te drużyny które prezentują najwyższy poziom ligowy na naszym krajowym podwórku, bez względu na to czy grają sobota-sobota, czy środa-sobota, co dwa-trzy dni, grają na najwyższym poziomie. To świadczy o ich wielkości, o tym, że ten wysoki poziom utrzymują. My mamy czasami problemy, ale jesteśmy drużyną, która jest mentalnie gotowa do tego, żeby grać najlepszą siatkówkę. Dobrałem drużynę charakterologicznie i jestem przekonany, że możemy naprawdę zagrać na wysokim poziomie.

 

B.W.: Wiemy, że założeniem klubu jest gra w play-off'ach. Czy jest to osiągalne z naszą drużyną?

 

G.G.C.: Każda drużyna w Polsce która gra, my, Radom, Kielce, każda chce zagrać w play-offach. To jest cel dla każdej drużyny, która przystąpiła do rozgrywek.

 

B.W.: W grze naszego zespołu zdarzają się piękne wygrane (jak mecz z Gdańskiem) oraz spektakularne przegrane (jak mecz z Kielcami). Czy takie wahania formy to coś częstego u drużyny, która debiutuje w rozgrywkach najwyższej polskiej ligi?

 

G.G.C.: Jeśli ktoś ogląda siatkówkę i jest jej fanem, to rozumie że czasami to się zdarza. Co można powiedzieć o tym, że Gdańsk przegrywa z nami 3:0, a później gra piękny mecz z Bełchatowem na 3:2 i urywa jeden punkt Mistrzom Polski? Każdego dnia naszym celem  jest podnoszenie  poziomu sportowego, żeby takie wpadki jak te przestoje na boisku się nie przytrafiały i dlatego spotykamy się tutaj codziennie, żeby trenować i być coraz lepszymi. To właśnie stało się w Kielcach. Zagraliśmy dwa świetne sety, a później, nie potrafię pojąć jak to możliwe, że przegraliśmy mecz.

 

B.W.: To jest twoje drugie podejście do polskiej ligi. Pierwszy był Indykpol Olsztyn, który zakończył rozgrywki na 7 miejscu, więc na podobnej lokacie na której my się obecnie znajdujemy. Gdzie jest lepiej? Gdybyś mógł porównać Olsztyn i Lubin.

 

G.G.C.: Nie mogę tego porównać, gdyż jest to niemożliwe. Gdy przyszedłem do Olsztyna, z 9 meczy Indykpol wygrał tylko jeden i byli na ostatnim miejscu. Zostałem z tymi ludźmi którzy tam byli, nie dokonałem żadnych transferów. Celem klubu było znalezienie trenera, który już wcześniej miał doświadczenie w takich sytuacjach jak wyciąganie drużyny z dołka. Trafiłem do Olsztyna i mi się to udało. Problemem Olsztyna jest to, że klub ma 60 letnią tradycję, więc presja i oczekiwania w takim mieście są naprawdę na najwyższym poziomie. Wtedy nad głową masz nie tylko niebo, ale jeszcze to co otrzymujesz od środowiska, od całego Olsztyna, który jest zakochany w siatkówce. Tu przyjechałem do nowego miasta, gdzie razem z klubem, z działaczami i zawodnikami próbujemy stworzyć drużynę do gry na tym poziomie rozgrywek, to jest ta różnica pomiędzy Olsztynem a Lubinem.

 

B.W.: Lubin jest miastem piłkarskim i nie oczekujemy jakichś cudów. Natomiast są tu też osoby, które za piłką nożną jakoś specjalnie nie przepadają. Otrzymaliśmy inną rozrywkę w postaci możliwości uczestniczenia w pięknych widowiskach, więc ilość widzów się powiększa. Czy jest to dla was odczuwalne?

 

G.G.C.: To jest takie kółko, które się powiększa. W momencie, gdy zaczynają się rozgrywki siatkówki, ilość zainteresowanych osób jest mała, jednak z tygodnia na tydzień czuję, że zainteresowanie rozgrywkami siatkówki się powiększa. Nie wiem jak się odnoszą do tego fani rozgrywek piłkarskich, ale odnoszę wrażenie, że wywołujemy większe zainteresowanie niż rozgrywki piłki ręcznej (śmiech – przyp. red.). Miło mi jest, że gdy po meczach spotykamy się na hali z piłkarkami czy piłkarzami ręcznymi, składamy sobie gratulacje po wygranych meczach i to jest fajne, że tak dobrze się dogadujemy. Jestem pod dużym wrażeniem, bo uważam, że tak to powinno wyglądać. Po to tu jesteśmy, aby w tym mieście było jak najlepiej i daje nam to wszystkim emocjonalną przyjemność.

 

B.W.: W skrócie można by powiedzieć, za fan klubem piłkarzy ręcznych: „W twarde sporty gramy, mocno się wspieramy”.

 

G.G.C.:Właśnie to mam na myśli.

 

B.W.: Lubin jest najmniejszym miastem, w jakim dotąd pracowałeś, więc często mijamy się w mieście np. w galerii, do której jeździcie na obiady. Czy spotykacie się z przejawami sympatii? Czy jest to męczące? Lepsze jest dla pana małe miasto wielkości Lubina, czy duża metropolia gdzie jest się anonimowym?

 

G.G.C.: Tu cię zaskoczę. Pracowałem we Włoszech w Bassano, które ma 40 tys. mieszkańców. Czułem się świetnie, wszyscy mnie znali, ja znałem wszystkich i podobnie zaczynam postrzegać Lubin. Jestem obiektem zainteresowania Lubinian, choć nie każdy może ze mną porozmawiać, gdyż nie mówię po polsku. Jednak jest bardzo miłe, gdy podchodzą do mnie różne osoby, gratulują, proszą o autograf, czy wspólne zdjęcie. Uważam że to jest fajne i po to tu jestem z moimi siatkarzami.

 

B.W.: Trochę prywatnie. Masz żonę, dzieci?

 

G.G.C.: Mam żonę, córkę, która ma 11 lat, obie mieszkają w Wiedniu. I właśnie czekam na ich przyjazd.

 

B.W.: Jaka jest twoja ulubiona muzyka?

 

G.G.C.: Gdy byłem młodszy słuchałem AC-DC, Van Halen, Black Sabbath i inne rockowe kapele. Jednak teraz, gdy trochę dojrzałem, zaczynam także słuchać muzyki klasycznej. Klasyków włoskich, Mozarta.

 

B.W.: Bałtyk czy Morze Czarne? Choć przyznaję, że sam wybrałbym Morze Czarne jako cieplejsze.

 

G.G.C.: Morze Czarne. Bałtyk bardziej mi się podoba, gdy mogę pojechać np. do Gdańska i wrócić z 3 punktami, wtedy jest piękny (śmiech – przyp. red.).

 

B.W.: Coś o polskim jedzeniu?

 

G.G.C.: W Warszawie i Olsztynie często odwiedzałem różne restauracje. Wracając do domu staram się zabrać przepisy kilku polskich potraw i sam próbuję je ugotować. Lubię spróbować polskiego jedzenia.

 

B.W.: Flaki?

 

G.G.C.:Tak, zaserwował mi je Łukasz Kadziewicz. Podobnie jak i Żurek. Uważam za bardzo ważne, żeby przyjeżdżając do nowego kraju czy klubu, nauczyć się jego kultury, tego jak ludzie postrzegają na danym obszarze świat, co jedzą, co myślą. Muszę dostosować się do świata, w którym żyją zawodnicy. Teraz np. zwracam uwagę na różnice pomiędzy północną, a południową Polską. Kultura danego regionu jest psychologicznie bardzo ważna dla trenera. Aby dotrzeć do polskiego zawodnika, muszę zrozumieć dlaczego ten zawodnik tak a nie inaczej się zachowuje.

 

B.W.: Na koniec Młoda Liga. Czy obserwuje pan ich pracę i rozwój? Jako Lubinianie chcemy, aby wkrótce któryś z nich mógł w swoim sportowym CV napisać, że karierę zaczynał w Lubinie.

 

G.G.C.: To jest moim celem i celem klubu. Wychowanie takiego młodego zawodnika. Moją filozofią bycia trenerem jest wychowanie w klubie zawodników, którzy zostaną tu w Lubinie. Nie w Rzeszowie, Jastrzębiu, czy innym klubie. Chcemy tak ich wychowywać, aby w przyszłości grali tu w pierwszej drużynie.

 

B.W.: Dla nas to nowy sport na takim poziomie.

 

G.G.C.: Bardzo ważne jest, że Norbert, pracujący z Młodą Ligą, jest odpowiednią osobą i mogę pracować spokojnie z pierwszą drużyną, gdyż wiem że ta druga drużyna idzie w odpowiednim kierunku.

 

B.W.: Dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia w kolejnych meczach w Plus Lidze.

 

G.G.C.: Dziękuję bardzo.

 

22.11.2014


Wywiad z kapitanem naszej drużyny Łukaszem Kadziewiczem

 

Po ostatnim, "ostrym", jak to ujęli niektórzy nasi klubowicze wywiadzie dla Sportowych Faktów, także i my postanowiliśmy przeprowadzić krótki wywiad z naszym kapitanem Łukaszem Kadziewiczem. Oto co nam powiedział o meczach, klubie i swoim życiu prywatnym:

 

 

Po ostatnim meczu użyłeś mocnych słów pod adresem waszej gry w naszym klubie, czy myślisz, że rzeczywiście jest aż tak źle z naszą drużyną?
Ł. K.: Nie, użyłem mocnych słów w stosunku do siebie i do grupy, w której pracuję. Można przegrać, bo to jest sport i w Warszawie czegoś nam zabrakło. Może słowa były troszeczkę przerysowane, ale nie zamierzam nikogo przepraszać. Taki już jestem i biorę odpowiedzialność za siebie i swoje słowa, i jeżeli mam ponieść konsekwencje, to rozumiem to i akceptuję. Ale było to po meczu, trochę nerwów i tak na szybko podsumowałem to spotkanie.
Jakie są więc twoje odczucia po dzisiejszym meczu?
Ł. K.:  Wygraliśmy i to jest najważniejsze, z tego trzeba się cieszyć. Mieliśmy słabszy moment w Warszawie i liczy się, że dziś zagraliśmy na takim poziomie, że wszystkie punkty zostały w Lubinie i Radom wraca do siebie z pustymi rękoma.
Od którego roku życia zacząłeś trenować i kiedy te treningi zmieniły się w karierę siatkarską?
Ł. K.: Zacząłem trenować chyba od dwunastego roku życia. Ale kariera nigdy się nie zaczęła, bo to nigdy nie była i nie będzie kariera, tylko przygoda, więc cały czas się bawię (śmiech) - jak widać dość dobrze.
Jak sobie radzisz z godzeniem treningów i meczy, dość częstych w tym sezonie, z życiem prywatnym?
Ł. K.: Wszyscy moi bliscy wiedzą, co jest moją pasją, akceptują to i zawsze mnie wspierają, więc nie ma tu problemów z łączeniem tego w działającą całość.
Który światowy bądź Polski siatkarz jest dla ciebie wzorem?
Ł. K.: Nie mam wzorów. Wzorem są dla mnie rodzice, tyko i aż tyle.
Jaki klub najlepiej wspominasz w swojej dotychczasowej karierze?
Ł. K.: Z tym poczekam do końca mojej przygody ze sportem, wtedy będę mógł spokojnie podsumować, które miejsce wspominam najlepiej. Teraz jest mi dobrze w Lubinie, bo tu gram (uśmiech) i tu toczy się moje obecne życie.
Zwiedziłeś kawałek świata. Jak myślisz, gdzie są najładniejsze dziewczyny?
Ł. K.: Ja muszę się przyznać, że nie oglądam się za kobietami (śmiech), ale ja oczywiście kocham Słowianki, Polki szczególnie, bo to Polki są najpiękniejsze.
Jakiej muzyki lubisz słuchać?
Ł. K.: To jest uzależnione od mojego stanu emocjonalnego i czasami jest to depresyjnie, jak idziemy na trening i moi znajomi muszą zatykać uszy, bo czasami jest smutno.
Czy wyszła już twoja książka, na którą tak wielu czeka?
Ł. K.: Niestety, jeszcze nie. Walczymy o to cały czas, liczę na to, że będziemy mogli podejść do tego tematu do końca roku, ale są w życiu rzeczy ważne i ważniejsze, każdy ma swoje priorytety, a dla mnie jest nim gra w piłkę. Choć ja zrobiłem ze swej strony wszystko co mogłem i teraz czekamy.
Jesteśmy klubem kibica, który ciągle się rozwija, dlatego mamy kilka pytań do człowieka, który zwiedził trochę siatkarskich drużyn. Jak było w innych klubach, jak układała się współpraca między klubem kibica a zawodnikami?
Ł.K.: Nigdy nie miałem z tym problemów i we wszystkich klubach, w których grałem, naprawdę miałem dobre relacje i myślę, że jeżeli z roku na rok będziemy tak współpracować, to ten klub (klubu kibica -€“ przyp. red.) w tej kwestii będzie zorganizowany na bardzo wysokim poziomie.
Jakie są twoje oczekiwania odnośnie dopingu?
Ł. K.: Jest super, ja nigdy nie miałem najmniejszych zastrzeżeń do dopingu, szczególnie w Lubinie. Jestem naprawdę pod dużym wrażeniem waszej organizacji i mogę powiedzieć tylko dziękuję i obyście byli zawsze z nami.
Ostatnio zaczęliście podchodzić do klubu kibica po meczach, co wcześniej się nie zdarzało, bądź było sporadyczne, czy to stanie się waszą stałą praktyką?
Ł. K.: Jasne. My też dojrzewamy i te relacje są budowane i jeśli robimy coś nie tak, to jesteśmy na tyle blisko ze sobą, że możecie nam dać znać. Bo szkoda tracić czasu na jakieś głupie obrażanie się na siebie nawzajem.
Dziękuję za rozmowę i życzę dalszych zwycięstw za 3 punkty.
Ł. K.: Dzięki bardzo i do zobaczenia na meczu.

 

Rozmawiała Krysia P.

25.10.2014